Fotografia z DNA
Futurystyczny detektyw znajduje na miejscu zbrodni ślad sprawcy – odcisk palca, a na nim komórki naskórka, włos, kroplę krwi... Niczym swój poprzednik z dalekiej przeszłości, pobiera ów pozostawiony materiał i przekazuje do badania technikom z laboratorium. Wkrótce z namysłem spogląda na ich dzieło – i wbija spojrzenie w oczy poszukiwanego. Dziełem naukowców z laboratorium kryminalistycznego jest bowiem kolorowy, trójwymiarowy, realistyczny portret przestępcy, odtworzony w najdrobniejszym szczególe ze znalezionego materiału…
Tak było kiedyś – i tylko w fikcji.
Fikcja
często wyprzedza rzeczywistość. Nieraz ją inspirowała. Wiele technologii narodziło
się jako iskra zapału w umysłach młodych miłośników fantastycznych opowieści,
którzy z czasem dorośli i zyskali szansę realizacji owych zakotwiczonych w
pamięci pomysłów w autentycznych laboratoriach. Dziesiątki z nich były niegdyś
marzeniami, dziś zaś są powszednią oczywistością – od łodzi podwodnych Juliusza
Verne’a i roboty Karela Čapka, przez energię atomową Herberta George’a Wellsa, po
telefony komórkowe i drukarki 3D rodem z serialu „Star Trek”.
Portret
z DNA to kolejny rozdział w księdze faktów podążających za fikcją.
Nowa
technika narodziła się na naszych oczach i na nich ewoluuje. Póki co, jest to
tylko zalążek wizji z SF rodem – jednak zalążek ów to krok na ścieżce, dzięki której
na podstawie materiału DNA ze sceny przestępstwa być może w rzeczy samej będzie
niegdyś można odtworzyć fizyczny wygląd sprawcy i sporządzić jego genetyczny
„portret pamięciowy” w sposób nieodbiegający od fantazji sprzed lat...
Parabon Nanolabs to prywatne laboratorium badań DNA w Virginii. Istnieje niecałe 10 lat, ale to właśnie tam w ciągu tej dekady powstała technika, którą ująć można w trzech słowach: „portret z DNA”. Technikę ową twórcy ochrzcili mianem „Snapshot” i zaprezentowali ją w r. 2014. Parabon przedstawia Snapshot jako technikę fenotypowania opartą na analizie SNP – polimorfizmu pojedynczego nukleotydu – z założenia ustalającą cechy obiektu profilu (czyli zwykle sprawcy przestępstwa lub zwłok o nieznanej tożsamości, choć Snapshot znajduje zastosowanie nie tylko w tych celach; być może, jak bywa często, cele komercyjne zdominują z czasem użycie tej techniki), zależne zarówno od jego genotypu, jak i od środowiska.
I to
właśnie na podstawie tychże wyników Parabon sporządza portret. Nie tylko profil
genetyczny, ale właśnie portret – kolorowy, trójwymiarowy, renderowany w
oprogramowaniu do modelowania ludzkich twarzy.
Opisy
Snapshotu, autorstwa samego laboratorium Parabon, brzmią czasem tyleż
porywająco, co podniośle, jednak stojąca poza scenerią marketingu technika
wydaje się prawdziwie interesująca i faktycznie obiecująca.
Parabon
oferuje Snapshot obecnie tylko służbom śledczym, przede wszystkim z terenu USA –
w końcu tam ma największą rozpoznawalność – ale nie tylko. Swego cennika laboratorium
nie podaje do wiadomości publicznej, ale z pewnego źródła dowiedziałem się np.,
że koszt zbadania materiału ze sceny dawnego morderstwa i opracowania na jego
podstawie profilu sprawcy wyniósł ok. 4200 dolarów – i była to kwota dość
typowa.
Oczywiście
technika jest wciąż w powijakach i daleko jej do faktycznego odtworzenia
wyglądu osoby, rodem z filmów SF. Obecnie sprawdza się dobrze, jeśli chodzi o
ustalenie płci, rasy, pochodzenia, odcienia skóry, koloru włosów i oczu, a
nawet obecności piegów. Nie pozwala na ocenę wieku (portrety domyślnie pokazują
daną osobę w wieku ok. 25 lat i zwykle są postarzane w kilku wariantach), opiera
się w dużej mierze – niczym profilowanie - na procentach, większości i
statystyce, zatem pokazuje np. typowe, przeciętne męskie fryzury i średnią wagę
(profil DNA przewiduje prawdopodobne kontury twarzy osoby, ale nie bierze pod
uwagę optycznych zmian, jakie czyni nadwaga czy niedowaga – aczkolwiek jest w
stanie wykazać, czy dana osoba może mieć skłonności do tycia). Nie zdoła też,
rzecz jasna, przewidzieć żadnych zmian wyglądu pod wpływem czynników
niegenetycznych – blizn, zażywania narkotyków, palenia itd. W praktyce wiele
portretów ze Snapshotu wygląda zatem dość podobnie – czasem tak podobnie, że
osobiście zetknąłem się z osobami przekonanymi, iż sprawca całkowicie różnych
przestępstw, z różnych stanów, różnych lat, o kompletnie innym modus operandi, sygnaturze etc., to ta
sama osoba… „bo przecież na tych portretach wygląda identycznie!”. (W rzeczy
samej, np. pewien nieustalony do dziś seryjny zabójca z lat 80. niemal do
złudzenia przypomina na portrecie Parabon porywacza dziewczynki ze sprawy
odległej o 1000 mil i prawie 20 lat).
Sporo
osób krytykuje zresztą Parabon za opracowywanie owych portretów, wytykając, iż
w praktyce nie wnoszą one wiele i dużo uczciwszym sposobem byłoby prezentowanie
samej listy ustaleń i prawdopodobieństw poczynionych na podstawie analizy
materiału DNA. Osobiście parę razy dyskutowałem na ten temat i wyjaśniałem
pewne realia, które czynią sporządzenie portretu korzystnym: apel do
społeczeństwa, zwłaszcza w sprawach sprzed wielu lat, ma z założenia
przyciągnąć jak największą uwagę i dać jak najszerszy oddźwięk… a nie da się
ukryć, że obraz jest oczywiście nieporównanie bardziej medialny i chwytliwy od
słów „ogólny profil cech genetycznych” i listy punktów, która szerokiej widowni
nie zainteresuje… Cokolwiek by o tym nie myśleć, znaczenie medialne jest ważne –
słowa „nowy portret pamięciowy”, konferencja wokół „nowej technologii, która
pozwoliła uzyskać portret sprawcy z jego DNA”, etc., etc., po prostu dobrze
sprzedają się w wiadomościach… a w rezultacie pozwalają na odświeżenie dawnej
sprawy w umysłach społeczności i często na pozyskanie nowej informacji.
W
2017 roku portret opracowany przez Parabon dla szeryfa w Lake Charles
pozwolił np. na rozwiązanie morderstwa z 2009 r. Sam portret był natury dość
ogólnej, jednak ważne było, iż pokazywał mężczyznę białego, podczas gdy
wcześniejsze ustalenia śledztwa sugerowały, że sprawca był Latynosem i jako
takiego przedstawiano go w komunikatach. Nowy press release, podkreślający, że sprawca był jednak biały,
zaowocował informacją od osoby, która wcześniej nie podejrzewała swego białego
– bardzo białego, bladego i
jasnowłosego – znajomego… który okazał się mordercą. Równie ważny jest też
efekt psychologiczny: sprawca może uznać, że portret, który w oczach innych
wygląda po prostu generycznie, jest tak podobny do niego, iż zacznie zachowywać
się w sposób, który np. zwróci nań uwagę. Tak zakończyła się sprawa zabójstw
„Zebry” w latach 70. w San Francisco – ujrzawszy ogólny szkic opublikowany
przez policję w ramach eksperymentu śledczo-psychologicznego, jeden ze sprawców
doszedł do wniosku, iż patrzy na swój portret, wpadł w panikę i złożył zeznania
na najbliższym posterunku. Rok temu w Teksasie portret autorstwa Parabonu
przyniósł podobny skutek: sprawca zabójstwa uznał, iż widzi na nim siebie,
zatem przyznał się do zbrodni, najpierw pastorowi, a potem policji.
Obecnie
w praktyce bodaj najciekawszą cechą Snapshotu jest wykluczanie cech sprawcy –
np. ustalenie, iż prawdopodobieństwo, że jego naturalnym kolorem włosów nie jest czarny, wynosi 98%. Może to,
rzecz jasna, przyspieszyć selekcję osób, na których koncentruje się śledztwo. W
jednym z przypadków po otrzymaniu profilu Snapshotu śledczy skupili się na
kilkunastu osobach z listy kilkuset potencjalnych podejrzanych – i, w rzeczy
samej, znaleźli sprawcę wśród nich.
Osobiście
bardzo ciekaw jestem, jak i kiedy technika Parabon przejdzie prawdziwy chrzest
bojowy i sprawdzi się w dawnym przypadku, faktycznym nieaktywnym cold case sprzed dekad, w którym do
dyspozycji jest wyłącznie materiał dowodowy DNA. Z tego, co wiem, nie miała
bowiem jeszcze takiej okazji – w tych ze spraw, w których zastosowano Snapshot
i które udało się do tej pory rozwiązać, śledczy mieli też do dyspozycji inne
dane – rysopisy, obserwacje świadków, a czasem nawet nagrania i, oczywiście,
tradycyjne aktywne środki trwającego postępowania.
Czy
faktycznie jesteśmy świadkami nieśmiałych początków przyszłej przełomowej
technologii, czy też tylko efemerycznej ciekawostki – to zweryfikuje czas. Snapshot
wydaje się jednak obiecujący, a na pewno wart uwagi – i być może z czasem stanie się techniką tak powszechną i
oczywistą, jak dziś daktyloskopia.
Comments
Post a Comment